Archiwum bloga

czwartek, 9 października 2014

Ciąg dalszy historii czyli zrób to sam

W Międzywodziu oprócz ładnego pirsu i bosmana pobierającego opłaty - biedniutko. Toi-toi tylko dla żeglarzy nie sprawdził się bo panowie z obsługi wymienić wymienili, ale zapomnieli przekazać nowego klucza do zielonej budki, więc stała sobie cicha i nieużywana.
Szybki zwiad środowiskowy pozwolił na załatwienie sobie prysznica z darmowym piwem, zatem polecamy Tawernę u "2 Rybaków"
Kolejne rozpytywanie o "kogoś, kto mógłby zajrzeć do silnika" ujawniło, ze wszyscy ci co mogą zajrzeć są w Kamieniu Pomorskim.
Zatem pomyślny półwiaterek, albo jak kto woli half wind zaprowadził nas do mariny w Kamieniu Pomorskim.
Wejście na żaglach z przygotowaną kotwicą na wypadek potrzeby wykonania manewru zapasowego i po chwili cumujemy przy Y bomie.
Wita nas bosman na rowerku, miły i sympatyczny i pomocny ( a jednak można), po chwili już zwiedzamy miasto i poszukujemy robaków dla Tomasza.

Naprawiacze silników okazali się nieuchwytni. W desperacji chcieliśmy zakupić nowy, ale po konsultacjach (w końcu to naprawianie powodowało, ze poznawaliśmy nowych fajnych ludzi :). odpuściliśmy.

Po sutej kolacji, przypadkiem wszedłem do mariny technicznej i spotkałem bosmana "majsterka", Dobry chłop ulitował się i zaprosił z silnikiem na jutro na 8 rano. "Do południa zrobię" powiedział.
Rankiem wiało nie tak, więc silnik pod pachę i w drogę. z rękami dłuższymi o parę cm - dotarłem do mariny i zostawiłem złomka.

W międzyczasie to i owo poprawiłem na łodzi, zakupiłem zestaw nawigacyjny i robaki, i o 12 dzwonię w sprawie silnika.... Panie, silnik będzie na pojutrze, bo tu dużo rozkręcania, a ja mam kupę roboty...
Co oni z tym rozkręcaniem ?!. Ponowny tel- to może ja rozkręcę ? Ok.
Po chwili jestem w warsztacie i kręcę, po 10 min silnik rozkręcony i przyczyna awarii odkryta, po następnych 10 min, naprawiona i silnik skręcony. DZIAŁA :)

Rozliczamy się po połowie dla mnie za robotę - dla bosmana za myśl techniczną.
Kolejny transport silnika na jacht i odpalamy do Dziwnowa.


W Dziwnowie marina zapchana jachtami na regaty Unity Line, więc stajemy w marinie Polmax. bosman z Wrocławia, ale jakiś w depresji. Ceny z kosmosu, niemieckie łódki podpływają, pytają o cenę i płyną dalej.

Uważnie sprawdzamy pogodę, wszak to pierwszy rejs po słonym i to od razu z cała rodziną. na sobotę zapowiadają wiaterek do 2 max, zatem decyzja jest tylko jedna -płyniemy do Świnkowa morzem.

Rankiem odpalamy nasz niezawodny silnik i celujemy w główki portu. Przy wyjściu zaczyna huśtać, bo wiatr pod prąd rzeki wieje, stawiamy żagle, i płyniemy.
Tomasz zapisuje pozycje z GPS, i łowi ryby. Mało brakowało a złowiłby mewę, więc odpuszcza i czyta. Maciek zapadł w sen, Aga się trzyma steru, ale po chwili neptun zaczyna ją szturchać w żołądek, więc za moją radą zalega w koi.

Libis z naszymi znajomymi szybko nas odstawił, więc płynę sobie spokojniutko bejdewindem i raduje się dusza moja.
Po 6 godzinach jesteśmy przy gazoporcie, silnik i po chwili krążymy z innymi w zapchanej marinie w Świnoujściu. Widzimy Libisa i stajemy przy jego niezbyt czystej burcie. Widać Neptun był u nich bardziej przekonujący.

Mamy informację, że Piotrek na Atomie płynie, a Janusz jak dowiedział się, że nie mam samosteru, to w te pędy przyleciał z gotowym, na wzór tego, który z Szymonem na Małej przepłynął Atlantyk.

Po południu dzwoni Piotrek, że jest na wysokości Międzyzdrojów i płynie z zawrotną prędkością 1w.
Ok 23:00 daje znać, że jest w okolicach gazoportu. Montujemy oświetlenie i płyniemy po rodzinę, bo w końcu setkowicze jak rodzina. Chwilę krążymy w okolicach główek, gdzie on jest ?! Nagle widzę jaskrawe światło meteorytu, to nie meteoryt to Atom wyłania się z ciemności jak zjawa, ze swoją mocna latarnią topową. Zwalniamy, podejmujemy hol i suniemy do portu. Krótkie powitanie i idziemy spać.

Od rana pełne ręce roboty. Przestawiamy się koło Atoma, który stoi za Energą. Stałym gościem zostaje Janusz i Tomek, którzy wspierają nas w ostatnich przygotowaniach. Przyjeżdża Kuba. montujemy Monę do 2 w nocy. Wreszcie Start, oczywiście niedospani, z adrenalinką pod czaszką....

10 min przed startem wjechał we mnie jacht, on nie widział mnie, ja za późno zobaczyłem jego dziób, celujący w moją pawęż. Zwrot przez sztag, stanąłem oczywiście... przejdzie 10 cm, k...a kotwica na dziobie łapą zahacza o moja wantę. Stoimy, wspólnymi siłami udaję się rozdzielić jachty, ale mój maszt gibie się na wszystkie strony. wanty i sztag luźne. Zrzucam grota, odpadam do pełnego wiatru i na samym foku startuję.
\Usiłuję skasować luz przy pomocy ściągaczy, udaje się nie do końca, Nadciąga burza, dmucha, piździ leje, huśta, wali piorunami. Siedzę okrakiem na dziobie, fok w dół, nogi do kolan w wodzie. Ale samoster dzielnie trzyma kierunek.
W końcu słoneczko. pozycja, chwila odpoczynku i próba skasowania luzu na zaciskach. Odkręcanie nakręteczek zacisku na rozhuśtanym Bałtyku nie należy do łatwych zadań. W końcu łapię się na tym, że jak popuszczę zacisk to mi może wyrwać wantę. Kombinuję z fałem grota jako zastępczą wantą. Kolejna burza - idzie cug, deszcz pizga rzuca, błyska.
Inni już tylko majaczą na horyzoncie - zostałem sam.
Udało się w końcu naciągnąć lewą wantę, gubiąc kilka nakrętek od zacisków, ale mam zapas, wszak metalowe nakrętki nie pływają przecież.

Biorę się za sztag, najpierw mocuję fał jako zastępczy, odkręcam zaciski - widzę dwie burze, a w środku słonko..... e chyba już wystarczająco Neptun mnie sprawdził, przejdą .... nie przeszły. Cug po wodzie jak z kosmicznego wentylatora, piździ buja, rzuca pada i na dokładeczkę gradem wali z góry, po 15 min w kokpicie mam po kostki kostek lodu, a jestem w sandałkach...

po 40 min słonko - kończę ze sztagiem. po tej operacji maszt stoi sztywno przechylony na lewą burtę, trzeba popuścić lewą wantę, bo za dużo wybrałem stalówkę. Idzie burza.......

Postawiłem foka, stanąłem w dryf i schowałem się pod pokładem.  Zaparty nogami o koję przysnąłem bujany przez krótką bałtycką falę, w zaciszu kabinki mojego jachtu.

Wyszło słonko, już czerwone takie przedzachodnie. Popatrzyłem na maszt. w wyobraźni zobaczyłem pęknięcia podwięzi wantowych - zwrot. fok i kurs na Dziwnów, bo do Świnkowa nie ma szans.

Telefon od przyjaciół - przekazałem informację, więc są spokojni, Janusz na wszelki wypadek informuje mnie, że jak nie trafię do Dziwnowa to następny jest Kołobrzeg....

Piękny, ogromny, brązowy księżyc towarzyszy mi aż do portu. wyciągam silnik, odpala bez problemu i o 1:30 cumuję w marinie.

Rano melduję sędziemu, że wycofuję się z regat i na silniku lecę do Świnoujścia. po 2 godzinach w silniku zazgrzytało i śruba przestała się kręcić.
Stawiam napęd główny i powolutku pełznę na zachód. Na wysokości Międzyzdrojów machamy sobie z małżonką. Z nudów rozkręcam silnik - w spodzinie brak oleju, tzn. wygląda, że go tam od dawna nie było. Mordercze myśli przychodzą jedna za drugą - w końcu daję spokój, dzięki temu specjaliście od silników (zainteresowanym z Wrocławia i okolic podam namiary) znowu się nauczyłem, żeby sprawdzać samemu.

Przed wieczorem jestem koło główek gazoportu. wołam traffic i proszę o pozwolenie wejścia na żaglach, dostaje i wchodzę, Za młynem wiatr zdycha,  Jeszcze rybacy próbują mnie rozjechać na pełnej prędkości, już miałem skakać, ale wymowne gesty ludzi na nabrzeżu sprawiły, że jeden z nich wychylił się zza potężnej obudowy. Pan sędzia przypływa motorówką i bezpiecznie odstawia mnie do mariny.

Po regatach, i fantastycznym tygodniu spędzonym w gronie żeglarzy i setkowiczów, przeskakuję do Trzebieży, zostawiam łódkę w porcie rybackim i pędzę na spotkanie uczestników regat do Miłowa.

Teraz czas na odbudowę finansów i dopieszczanie łódki, czyli ciąg dalszy nastąpi.

Uwagi na gorąco:
1. potrzebny jest daszek w okolicach zejściówki, żeby schować np GPS i UKF
2. Większy kompas
3. Wszystkie fały do kokpitu
4. Drugi sztag
5. jakiś "kosz na dziobie"
6. oparcie w kokpicie
7. czymś wyścielić ławki kokpitu, bo twardo w d....
8. patent do kładzenia masztu (myślę, że się da)
9. Awaryjny napęd np wiosła, ale nie pagaje
10. Dopracować i przetestować samoster, ten był ok ale za bardzo woził
11, Dodatkowe płetwy stabilizujące
12. pojemnik na rufie na np kotwicę, wiadro itp - można zabudować część pod rumplem.
13. Przedłużacz rumpla.
14. uchwyty przy zejściówce.



1 komentarz:

  1. Ja zrobiłem takie na Małej. Świetnie się sprawdzają https://lh3.googleusercontent.com/-YisWuCT971E/UMkFjv-rf1I/AAAAAAAACK8/KtL71xOPyLg/s640/PICT0002.JPG

    OdpowiedzUsuń